niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 3 - Przeznaczenie

                Stali tak przez kilka sekund, które wydawały się nieskończonością, tylko gapiąc się na siebie w osłupieniu. Gryfonka niewiele się  zmieniła od czasów, kiedy uczyła się w Hogwarcie. Co prawda Draco pierwszy raz zobaczył ją pomalowaną. Nie był to jednak mocny makijaż, jaki zwykle gościł u jego żony. Włosy związała w koczek i już nie przypominała szczotki do włosów. Mimo wszystko, to była wciąż jego Granger.
Hermionie przeszły ciarki po plecach. Odniosła dziwaczne wrażenie, że Blondyn wie o niej wszystko. Nie odezwał się ani słowem, nie próbował się poruszyć, po prostu na nią patrzył, jakby miał do czynienia z kimś kruchym, kto może w każdej chwili eksplodować. On także niewiele się zmienił. Wyglądał tylko na zmęczonego.
- Przydałaby ci się odrobina snu – zaczepiła go brunetka.
Mężczyźnie udało się oderwać od niej wzrok. Zignorował jej uwagę i oznajmił:
- Wydaję mi się, że musimy pogadać. Co ty tu robisz Granger?
- A niby czemu miałoby mnie tu nie być?  –  W głosie Gryfonki pojawił się chłód.
Draco nie wytrzymał i zrobił coś, czego nigdy by się po nim nie spodziewała. Jego papiery znowu wylądowały na podłodze, a on sam zapiał z radości wykrzykując „To naprawdę ty!” i porwał ją w ramiona.
- Co ty robisz Malfoy?! Zapomniałeś kim jestem? –  Przerażona kobieta szarpała się w jego silnym uścisku i wrzeszczała zwracając na siebie uwagę kilku osób – Hej! Zostaw mnie!
Draco puścił brunetkę wyraźnie zawiedziony.
- Więc mnie nie pamiętasz?
- Oczywiście, że tak. Jak mogłabym zapomnieć? Dzięki tobie mam ładne zęby i dobrze wyćwiczony prawy sierpowy – uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie szkolnych lat, natomiast Malfoy pochmurniał jeszcze bardziej.
Był szczęśliwy, że po najcięższych 5 latach w jego życiu odnalazł dziewczynę. To nie był tylko zbieg okoliczności. Wiedział, że to głupie, ale pierwszy raz uwierzył w przeznaczenie.
 Ale co z tego?
Ten przebiegły Krukon rzucił na nią silne zaklęcie zapomnienia i wątpił, by udałoby mu się przywrócić jej pamięć. Dobrze chociaż, że jest cała i zdrowa. Przeklinał się w duchu, że tak impulsywnie zareagował i ją wystraszył. Zauważył, że stara się na niego nie patrzeć i zaczęła bawić się kosmykami włosów, które wypadły z ładnie upiętego koczka. Zawsze to robiła, gdy się czymś denerwowała. Obiecał sobie, że już nie popełni tego błędu. Nałożył na siebie dawną maskę obojętności.
- Co robisz w Irlandii? – Postanowił zacząć typową rozmowę dla „starych znajomych ze szkolnych lat”.
- Przeprowadziłam się tu z narzeczonym...
A więc Daniel to teraz jej narzeczony?
- ...Jestem umówiona na spotkanie o pracę. Staram się o posadę Aurora. –powiedziała niepewnie Hermiona. Nie wiedziała, czego można się spodziewać po tym wścibskim i przebiegłym Ślizgonie. Blondyn przywołał na twarz znany dla wszystkich cyniczny uśmieszek, który sprawił, że natychmiast przestała mu ufać. Starała się nie być do niego źle nastawiona, w końcu nie ma już wojny. Dawne urazy usiłowała się już zapomnieć, ale wciąż nie wierzyła dawnym zwolennikom teorii czystości krwi.
Zauważyła, że Draco nic nie mówi, więc chcąc uniknąć krępującej ciszy zapytała:
- A ty co tutaj robisz?
Ślizgon, który był jakby w transie i rozkoszował się jej melodyjnym głosem, zawstydził się przez chwilę, potem próbował sobie przypomnieć jak się mówi, a gdy mu się udało odparł:
- Dostałem zlecenie i muszę sprowadzić z Irlandii kilku najlepszych Aurorów, więc uważaj. Będę miał na ciebie oko. Czemu wyjechałaś? Nie powiedziałaś nic rodzicom ani przyjaciołom. Ślad po tobie zaginął – bardzo chciał poznać bajeczkę, którą wmówił jej Daniel.
- Wiem, to totalne szaleństwo…
Oj żebyś wiedziała odpowiedział w myślach Draco.
- … ale to wszystko przez to, że się zakochałam. Mogłabym pójść za tym facetem na koniec świata – zaśmiała się trochę zawstydzona swoją szczerością – próbowałam się skontaktować z Harrym, Ronem i rodzicami, ale żadne z nich nie odpowiada. Miałam też zamiar wybrać się do nich kilka razy, ale zawsze…
- Miałaś inne plany – dokończył za nią Ślizgon.
- Taa…
- Przepraszam, jedzie pani? – Zapytała jakaś kobieta, która stała w windzie patrząc na parę wyczekująco.
- Tak, dziękuję. Muszę już lecieć, wyjątkowo miło się rozmawiało – poklepała blondyna nieśmiało po ramieniu. Kraty zasunęły się i zanim winda zjechała na dół Hermiona posłała mu szczery uśmiech, który tak bardzo kochał.

                Draco złapał się za idealnie ułożone włosy i zaczął za nie szarpać.
- Co ty sobie myślałeś? Że zaprezentujesz jej ten głupi, czarujący uśmieszek, a ona sobie wszystko przypomni i będziecie żyć długo i szczęśliwie? To nie bajka, zrobiłeś z siebie kreatyna ty… Ty… Kretynie jeden! – zaczął krzyczeć i przeklinać nie zważając na ludzi, którzy zatrzymywali się i patrzyli na niego jak na wariata.
„Ach, ci Londyńczycy” usłyszał i uświadomił sobie gdzie jest i co robi. Schylił się ukrywając czerwoną ze wstydu twarz i zaczął kolejny raz zbierać dokumenty.
Zastanowił się, czy zostawić Granger w spokoju i dalej prowadzić swoje bezsensowne  i nudne życie z Astorią, której nie kochał i pracą, której nie lubił. Starał się wychwycić na jej twarzy cień smutku, który natychmiast stałby się pretekstem do działania, ale niczego takiego nie zauważył. Może to i nawet lepiej, że nie jest z nim tylko z innym mężczyzną? Co taki Malfoy, były śmierciożerca mógłby jej dać? Najwyżej pieniądze i swoje nic nie warte serce. Musi się więc pogodzić ze stratą swojej pierwszej prawdziwej miłości i szukać dalej. Może będzie jeszcze szczęśliwy jak ona teraz…?
- Tu jesteś, Smoku! Uciekłeś mi i nie mogłem cię nigdzie znaleźć, dopiero ta seksowna sekretarka mi powiedziała, że przy windach kręci się jakiś psychol i już wiedziałem, że mowa o tobie. Przy okazji wyciągnąłem od niej numer. Naprawdę zaczynam lubić to miejsce – powiedział wesoło Blaise, jednak dostrzegł wyraz twarzy przyjaciela i już wiedział, że nie pora na żarty.
- Coś się stało, stary?
- Nie uwierzysz kogo spotkałem. Przed chwilą, w miejscu gdzie jesteś, stała najprawdziwsza z krwi i kości Hermiona Granger.
- Twoja Granger?! – krzyknął zaskoczony Diabeł. Draco skarcił go wzrokiem, więc dodał ciszej – Więc czemu teraz jej nie ma?
- Pozwoliłem jej odejść.
- Jak to?!
- Zrozum. Nie pamięta mnie. Za Merlina nie uda mi się odwrócić tego zaklęcia. Teraz przynajmniej wiem, że żyje i jest szczęśliwa.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z moim najlepszym przyjacielem, Draconem Malfoy’em, który nie spocznie póki nie zdobędzie tego czego chce?! Tyle jej szukałeś i kiedy w końcu znalazłeś po prostu się poddajesz? Wstydź się.
- Daj spokój, Blaise. Chodźmy na spotkanie, już się spóźniliśmy – zmieniając temat, spojrzał na zegarek i jakby na potwierdzenie jego słów zobaczył, że jest dwadzieścia minut po umówionej godzinie – Cholera, naprawdę się spóźniliśmy!
Wsiedli do windy i zjechali na dół do kwatery głównej Aurorów, do biura Henry’ego Robardsa. Nigdy nie przepadał za swoją pracą, ale akurat w tej chwili był wdzięczny, że miał się czym zająć i odbiec myślami gdzieś indziej.

                Wyszedł z ministerstwa dwie godziny później. Nie przypuszczał, że rozmowa może być tak męcząca. Mimo, że trwała długo udało im się ustalić tylko tyle, że Draco i Blaise będą odwiedzać departament codziennie i obserwować pracę wszystkich Aurorów, po czym wybiorą najlepszych i sprowadzą do Londynu. Skrzywił się. Jeżeli Granger dostała posadę, będzie musiał całe dnie przebywać w jej towarzystwie.
- Może pójdziemy do tutejszego baru? Jest za rogiem – zaproponował Zabini.
- Jasne.
Przyjaciel zaprowadził go do baru „Pod brzózką” .
- Nawet nie wiesz jakie gorące laski tu przychodzą – zachęcił go Diabeł, klasnął wesoło w dłonie i wszedł do środka. Blondyn usłyszał jeszcze jak krzyczy „Drogie panie, dziś jest najszczęśliwszy dzień waszego życia, ponieważ macie okazję poznać boga seksu!” Uśmiechnął się lekko pod nosem. Ten szalony brunet zawsze potrafił go rozśmieszyć. Już miał wejść do środka, gdy kolejny raz ją zobaczył. Tym razem w towarzystwie kruczoczarnego, wysokiego mężczyzny.
To on, pomyślał.
Zacisnął dłonie w pięści, jednak zmusił się by go nie zaatakować. Zamiast tego schował się za drzewem tak, by nikt go nie zauważył i zaczął obserwować.
Granger coś mu mówiła intensywnie gestykulując wyraźnie zdenerwowana. Kiedy skończyła para patrzyła się na siebie, ona - jak bezbronna, przerażona antylopa i on - jaguar przystępujący do ataku. Zobaczył, że Daniel złapał ją mocno za ramiona,  ale mówił do niej spokojnie. Gryfonka nie pokazała po sobie, że coś ją boli, tylko hardo patrzyła mu w oczy.  Zaimponowała mu tym.  Zawsze wiedział, że to silna i niezależna kobieta, jednak wciąż potrafiła go zaskoczyć. W końcu ją puścił i deportował się, pewnie do domu. Hermiona została sama. Rozejrzała się czy nikt na nią nie patrzy i najwyraźniej uznała, że nie, bo schowała twarz w dłoniach, a blondyn usłyszał jej głośnie łkanie.
I właśnie wtedy podjął ostateczną decyzję.
Wszedł do budynku i ruszył w stronę barmana.
- Jedna szkocka z wodą.
Opróżnił szklankę jednym łykiem i już wiedział co zrobi.
Blaise miał rację. Jest Draconem Malfoy’em, a on nigdy się nie poddaje tak łatwo. Nie wyjedzie do Londynu, póki nie wyciągnie ukochanej kobiety z rąk szalonego Krukona.
Będzie walczył o miłość.
Do końca.



~~~~~~~~~~~~
Witam!
Na początku chciałabym przeprosić za moją prawie roczną nieobecność. Był to chyba najtrudniejszy okres w moim życiu i nie miałam głowy, by pisać. Mam nadzieję, że to zrozumiecie i znajdzie się ktoś, kto dalej będzie chciał czytać moje opowiadanie. Mogę wam tylko obiecać, że bloga skończę na pewno i to moja pierwsza i ostatnia tak długa nieobecność :) Co do notki - ten rozdział postanowiłam pisać z perspektywy Draco, ale następne będą raczej o życiu Hermiony w Irlandii z Danielem. W każdym razie mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Następnego możecie się spodziewać w środę :)
Mam nadzieję, że miło spędziliście tegoroczne wakacje!
Pozdrawiam,
Veritaserum.

niedziela, 13 października 2013

Rozdział 2 - Zlecenie

                Był zimny i nieprzyjemny deszcz ze śniegiem. Wieczór w sam raz na pogrzeb. Draco zacisnął ze zdenerwowaniem szczęki. 
- Mówiłam ci, że nie musiałeś ze mną jechać - wyszeptała Narcyza stojąca tuż obok. Smukła i poważna w czarnym jedwabiu, włosy kobiety płomienną falą opadały na jej ramiona.
- Tak, jasne - wycedził przez zęby.
- Przepraszam. Wiem, że jest ci ciężko - żeby dodać synowi otuchy ujęła w dłonie jego zimną rękę i uścisnęła lekko. Bolała go głowa, ale to mdły ucisk w żołądku zapowiadał najgorsze.
- Sam nie rozumiem, dlaczego przyszedłem, ale musiałem. Mimo wszystko był moim ojcem.
- Chciał dla ciebie wszystkiego co najlepsze - gdy usłyszał te słowa odwrócił się i spojrzał w oczy.
Czy matka naprawdę w to wierzyła? Prawda była taka, że nigdy nie obchodził Lucjusza. Był dla niego pionkiem w jego grze, którym można sterować i chwalić się przy innych. Omal przez ojca nie skończył w Azkabanie, jak on. Siedział tam 5 lat i w końcu psychicznie nie wytrzymał. Wiedział, że prędzej czy później dementorzy go wykończą. I wcale nie było mu go żal. Może i był najgorszym synem na świecie, ale taka była prawda. Od kiedy pamiętał nienawidził go, za to jak traktował rodzinę. Czy on w ogóle miał jakieś wartości? Czy coś było dla niego ważniejsze niż pieniądze i sława? Jedno wiedział. Tera
z, gdy nie żyje nie będzie musiał udawać zimnego i podłego arystokraty, którym w głębi serca nie był. 
To wszystko zrozumiał dzięki wspaniałej, mądrej dziewczynie. Wszyscy twierdzili, że się zmienił, co nie było prawdą. Po prostu odnalazł swoje prawdziwe "ja". Nie chciał dłużej udawać, że gardzi ludźmi nieczystej krwi. Że nie miał uczuć. Po prostu jest sobą, a nawet osoba, której bał się ponad wszystko tego nie zmieni. Przekonał się, że potrafi kochać 5 lat temu... do dziś. Bardzo cierpiał przez te wszystkie lata i nie potrafił pogodzić się ze stratą najważniejszej osoby w jego życiu. Wierzył w to, że ona żyje i gdzieś jest. Szukał wszędzie, lecz nie znalazł. Z dnia na dzień z Draconem było coraz gorzej. Na szczęście miał przyjaciół i matkę, którzy go wspierali i dodawali otuchy. Nigdy nie powiedzieli "daj spokój". Nigdy nie namawiali go do poddania się. Wiedzieli, że nie spocznie, póki nie odnajdzie Hermiony. Wręcz przeciwnie, często towarzyszyli mu w podróżach po świecie i szukali razem z nim. Będzie wdzięczny im za to do końca życia.

                Gdy obudził się tamtego dnia, był sam, a ona zniknęła bez śladu. Wszystko go bolało, ale to nie było ważne. Musiał wiedzieć, że Hermiona jest bezpieczna. Jednak tak nie było. Zniknęła bez śladu, razem z tym psychopatą, który majstrował w jej pamięci, a potem uprowadził. Nie wiadomo co mógł zrobić Granger. Gdy ostatnio miał z nim do czynienia wyglądał, jakby był gotowy na wszystko. Myślał, że go zabije, ale dziewczyna ubłagała go o litość. Jednak on wolałby już umrzeć, niż żyć ze świadomością, że nie jest bezpieczna. 
Pytał jej przyjaciół z nadzieją, że coś wiedzą. Nikt nawet nie zwrócił uwagi na to, że się o nią martwi. No oprócz rudej łasicy, ale on zawsze był zazdrosny o Gryfonkę. Słyszał, że nawet podczas wojny byli parą, jednak Hermiona chyba zrozumiała, że Weasley zawsze będzie głupszy od buta, bo z nim zerwała na początku siódmej klasy. Wtedy rudzielec chciał ją odzyskać na wszystkie możliwe sposoby. Kiedyś nawet dolał dziewczynie Amortencji do herbaty. Mimo wszelkich starań brunetka odrzuciła jego zaloty i zaproponowała przyjaźń, na którą z niechęcią się zgodził. Zdaniem Dracona ta łasica powinna skakać z radości. Dwójka przyjaciół to i tak dla niego za dużo. W końcu był rudy, do cholery! Tak czy inaczej nie mógł liczyć na Rona. 
Natomiast Ginny i Harry mimo, że nie przepadali za Ślizgonem postanowili mu pomóc. I nie ukrywał, że nawet ich znosił. Podróże musiał ukrywać tylko przed ojcem i żoną. Tłumaczył, że jedzie załatwić jakieś interesy. Teraz nie musiał już żyć w kłamstwach. Przysiągł sobie, że spełni swoje marzenia i nikt, ani nic mu w tym nie przeszkodzi. Teraz stoi tutaj, by pożegnać swojego ojca jak równy z równym. Mimo wszystko, zawsze darzył go ogromnym szacunkiem. 
Słyszał szmer głosów, stłumione dźwięki żałobnej muzyki. Nie organy, ale fortepian i wiolonczela w smętnym duecie. Wszędzie unosiła się woń perfum, kwiatów. Podłoga była zasłana grubym dywanem z żywych pąsowych róż. Wstawiono zdjęcie ojca w złotej ramie. Ładna, reklamowa fotka stała na wieku błyszczącej trumny. Sala była szczelnie wypełniona ludźmi. Przyglądając się twarzom, zastanawiał się, czy jest w nich więcej żalu, czy lęku, a może rezygnacji. Czy Lucjusz byłby zadowolony z żałoby po nim?
Nikt nie płacze, zauważył. Widział, owszem wstrząśnięte czy poważne spojrzenia. 
Narcyza dygotała, odruchowo objął ją ramieniem.
- Chodźmy stąd.
- Nie.
- Mamo... - Spojrzał na kobietę i zobaczył coś, czego brakowało na tak wielu twarzach: żal.
- Niezależnie od tego, co nim kierowało, był moim mężem - powiedziała cicho - nie mogę o tym zapomnieć.
On też nie mógł.
- Z pewnością nie zasługiwał na ciebie - widział, jak łzy paliły ją po powiekami. Bardzo się o nią martwił. Była silna, jednak bardzo wrażliwa. Zawsze na wszystko reagowała bardzo emocjonalnie.
- Gdzie Astoria? Nie przyjechała razem z tobą? - zmieniła temat.
- Nie. Stwierdziła, że jest za bardzo spięta i pojechała do kosmetyczki - Poczuł, jak krew się w nim zagotowała. 

Nie lubił rozmawiać o Astorii i jego małżeństwie. Nie kochał jej. Był z nią tylko dlatego, żeby przedłużyć tradycję jego rodu. Jedyne co potrafiła, to manicure. Czuł się jak człowiek zamknięty za kratkami z aksamitu. Chciał już nie raz odejść, ale wiedział, że jego żona zrobi scenę, która odbije się echem od Wschodniej do Zachodniej części świata. Znała zbyt wiele osób, mogłaby mu zaszkodzić. Praca była dla niego ucieczką od problemów i poświęcał jej największą część czasu. Nie mógł jej stracić przez wymyśloną i nieźle podkoloryzowaną historię Astorii. Narcyza również za nią nie przepadała już od pierwszego spotkania. Za to na pewno polubiłaby Granger...
- Mhm. Rozumiem. Pozdrów tą wymalowaną krowę ode mnie - z rozmyśleń wyrwał go głos matki. Uśmiechnął się rozbawiony w odpowiedzi - widzę, że mimo wszystko humor ci dopisuje - pocałował rodzicielkę w policzek, sprawiając, że kąciki jej ust lekko uniosły się ku górze.

- Dobrze, że cię mam.
Pogrzeb dobiegł końca, za co zaczął dziękować wszystkim bogom. Po wielokrotnych kondolencjach od rodziny, przyjaciół, a nawet od ludzi, których nigdy nie widział na oczy pożegnał matkę i teleportował się do domu. Na szczęście dom zastał pusty. Będzie miał czas na odpoczynek, na który tak bardzo liczył od ostatniej godziny. 

Blondyn podszedł do szafki i wyjął z niej butelkę z whiskey, po czym wziął kilka łyków. Chciał dzięki niej zapomnieć o złych emocjach, które mu teraz towarzyszyły. Może jutro będzie nowy, lepszy dzień? Nałożył aksamitną piżamę i położył się na wielkim, ciemnozielonym łożu. Podobno szef ma dla niego bardzo ważne zlecenie, nie może chodzić niewyspany. Swoją drogą ostatnio w ogóle dobrze nie spał. Miał dziwne sny, w których główną rolę odgrywała pewna niesforna Gryfonka, która umiera na jego oczach. Obawiał się, że ten koszmar może stać się rzeczywistością. Wydawało mu się to wszystko idiotyczne. Jak może bać się straty kogoś, kto nigdy nie był jego? Owszem, w siódmej klasie spotykali się w tajemnicy przed innymi uczniami. Wtedy jeszcze bał się tego, co ludzie o nim pomyślą. Gdyby mógł cofnąć czas na pewno starałby się o serce Hermiony od samego początku. Był jej wdzięczny za to, że potrafiła go zrozumieć i przebaczyć złe czyny. Wszyscy wiedzieli, że został śmierciożercą tylko dlatego, że chciał chronić bliskich. Jednak i tak był spostrzegany jako morderca. Ona była inna. Od razu zauważył, że jedyna nie patrzy na niego z pogardą czy strachem. Słyszał nawet jak broni go przed przyjaciółmi. Jednak nie wtedy się w niej zakochał...
Rozmyślał tak o dziewczynie, która codziennie zajmowała jego myśli i nawet nie zauważył, że odpłynął do krainy Morfeusza.


                Obudził się wcześniej niż zwykle. Był bardzo podekscytowany przed rozmową z szefem. Może dostanie awans, albo podwyżkę? Ubrał się i wypił czarną kawę, a po chwili teleportował się do Ministerstwa Magii. Gdy znalazł się w departamencie, był tam już jego szef, Kingsley Shacklebolt i najlepszy przyjaciel Blaise Zabini, z którym pracował.
- Siadaj, Draconie. Moje kondolencje - powiedział Shacklebolt z troską.
- Dziękuję. Mamy jakieś zlecenie? - zapytał umierając z ciekawości. Bardzo rzadko kiedy był wysyłany w jakiejś sprawie.
- Jesteście moimi najbardziej zaufanymi pracownikami. Nie znajdę nikogo lepszego od was. Macie do zrobienia bardzo ważną robotę i mam nadzieję, że jej nie spieprzycie...

- To ma być żart prawda? Na gacie Merlina! Czy on myśli, że ot tak rzucę wszystko i polecę do Irlandii po to, żeby ubić jakieś bezsensowne interesy? - wyszedł zdenerwowany mocno trzaskając za sobą drzwiami.
- Spokojnie. Pewnie staruszkowi spodobała się jakaś panienka z Irlandzkiego Ministerstwa. A wiesz, że prędzej Wieprzlej kogoś wyrwie niż on - dołączył do niego Blaise i zaśmiał się z własnego żartu - a ta cała sprawa z potrzebą współpracy to pewnie wymówka.
- Przynajmniej on będzie szczęśliwy...
- Pamiętaj, że zawsze masz mnie - przyjaciel poklepał go po ramieniu dodając mu otuchy.
- Stary, nie dobijaj mnie. I tak mam już zły dzień.
- No wiesz? Może i wyglądam na twardziela... poprawka: przystojnego twardziela, ale mam bardzo delikatne serduszko, które w tej chwili rozsypało się na milion kawałków - teatralnie złapał się za serce i zrobił minę zbitego psa. Draco lekko uniósł kąciki ust rozbawiony zachowaniem Blaise'a.
- Wydawało mi się, czy ty właśnie się uśmiechnąłeś? - blondyn słysząc nutkę sarkazmu w jego głosie w odpowiedzi zrobił tylko kwaśną minę - nieważne. Ruszajmy, mamy zacząć od zaraz.
- Niech go szlag trafi! - warknął po czym deportował się do Ministerstwa w Irlandii.
Szef wysłał go tam, gdyż chciał zacząć współpracę z tamtejszymi aurorami. Przecież w tej dziurze na pewno nie ma nikogo dobrego, tracą tylko czas! Musi spędzić tu kilka następnych dni, a możliwe, że nawet tygodni. Nie wiadomo z kim może mieć do czynienia, a zlecenie to zlecenie. Każdy wiedział, że jeżeli komuś się nie uda, nie ma po co wracać. Rozglądając się stwierdził, że jest tu gorzej niż myślał. Tłoczno, duszno i ciasno. Być może zrobił się zrzędliwy i kapryśny, czasem nie do wytrzymania, ale nie mógł na to poradzić, prawie we wszystkim widział negatywy. Po chwili pojawił się przy nim Blaise. Przynajmniej nie był sam.
- Wiesz gdzie iść? - zapytał Malfoy.
- Tak, już raz tu byłem. Chodź ze mną - podszedł do młodej sekretarki i uśmiechnął się uroczo - Dzień dobry piękna pani. Jestem umówiony z szefem aurorów.
- Pan Zabini tak? Pan Robards już czeka. A pan w jakiej sprawie...? - tym razem zwróciła się do Dracona
- On jest ze mną - powiedział za niego brunet.
- Nie w tym sense - blondyn zaczął się tłumaczyć, gdy zobaczył jak policzki kobiety lekko się rumienią.
- Chodź kotku - przyjaciel pociągnął go w stronę biura. Widać, że Blaise dobrze się bawił.
- Kretyn - wycedził przez zęby i przyspieszył chcąc jak najszybciej zniknąć z oczu sekretarki. Chichot czarnoskórego sprawił, że jeszcze bardziej zwiększył szybkość kroków, a jego twarz stała się purpurowa ze złości.
Nagle poczuł, że na kogoś wpada, a jakieś dokumenty wystrzeliły w górę, a potem rozsypały się na podłogę.
- Mogłaby pani uważać na drogę - powiedział nieuprzejmie, uważając, że to jej wina.
- Wyjął mi to pan z ust - warknęła.

Jeszcze śmie mu pyskować! Co ona sobie wyobraża? Nie zaszczyciła go nawet swoim spojrzeniem, bo zajęła się zbieraniem papierów. Za to on bardzo uważnie obserwował jej sposób ruszania się i piękne kasztanowe loki opadające kaskadami na zgrabne ramiona kobiety i zaczął zastanawiać się czy to może być ona... Nie, to niemożliwe. Jednak dla pewności chciał sprawdzić. Pewnie czuła, że ją obserwuje, bo popatrzyła na niego rozdrażniona. I wtedy świat stanął w miejscu. On chyba oszalał. To pewnie przez nadmierne przebywanie z Zabinim...
Dziewczyna również odrętwiała. Patrzyli tak na siebie dłuższą chwilę niezdolni cokolwiek powiedzieć...



~~~~~~~~~~~~
Hej! :) Na początku chciałam gorąco podziękować za przemiłe komentarze pod poprzednimi rozdziałami, które baaaaaardzo wpłynęły moją wenę :* Jak widzicie rozdział 2 jest dłuższy jednak nudny... Ale jak już mówiłam akcja rozkręci się dopiero w następnym rozdziale. W tym chciałam skupić się raczej na opisaniu życia Dracona po stracie Hermiony. Rozdział dedykuję Sheireen, bo to jej humor zainspirował mnie do pisania żartów Zabiniego. Mimo wszystko wciąż nie jest tak szalony i głupi jak ty, ale dobra xd Rozdział niesprawdzony, gdyż moja kochana beta nie ma dostępu do internetu, więc z góry przepraszam za błędy, które mogą pojawić się w tekście.
Pozdrawiam,
Veritaserum.  

sobota, 5 października 2013

Rozdział 1 - Sen

                Było ciemno i nic nie widziała. Nie widziała podłoża. Nie widziała przed sobą swoich dłoni. Słyszała tylko huczącą krew w uszach. Było jej zimno, ale to mało istotne. Nie wiedziała gdzie jest. Wydawało jej się, że jest malutka, a wszystko wokół ogromne...
Nagle jednak usłyszała kroki. A więc nie jest sama.
- Hermiona! - woła dziwnie znajomy, a jednocześnie obcy głos.
Mimowolnie zaczęła biec po omacku. 
- Nie bój się, nic ci nie zrobię - wołał męski głos - proszę zaczekaj! Tam jest niebezpiecznie!
Mimo błagań, próśb nie zatrzymała się. Po prostu nie potrafiła. Czuła, że człowiek, który ją goni chce ją skrzywdzić.
Nagle, nie wiadomo skąd, wydobyła się smuga światła. Hermiona biegła przed siebie z uczuciem ulgi. 
- Nie! Proszę cię, nie rób tego! - Jego głos stał się rozpaczliwy.
Zaczęła się śmiać, bo zdała sobie sprawę, że nie zdąży jej złapać. Była zbyt szybka. Gryfonka wbiegła w światłość. W jednej chwili pod nogami otworzyła jej się czeluść. Wywijała nogami, a rękoma chwytała powietrza. Usłyszała uderzenie, ale go nie poczuła. Miała wrażenie, że znajduje się na chmurce. 
- Umarłam? - nasunęło jej się pytanie w myślach.
Tym razem z oślepiającej jasności wyłoniła się czyjaś twarz. Śniła jej się już wiele razy. Była piękna. Był to wysoki, umięśniony blondyn o jasnej cerze. Wydawało jej się, że go zna, ale nikogo sobie nie przypominała, kto mógłby być tym boskim mężczyzną. Chciała zapytać, ale nie mogła wydobyć głosu. Może to anioł? Najbardziej zauroczyły ją jego oczy o stalowych tęczówkach. Jak zwykle widziała w nich ból. Dlaczego cierpi? Wyciągnęła w jego stronę, jednak był za daleko. Im bliżej chciała podejść, tym bardziej mężczyzna się oddalał.
Dlaczego ucieka? Miała potrzebę znalezienia się tuż obok niego jeszcze chwilę. Czuła się przy nim bezpieczna, wolna, szczęśliwa. Znała go, ale nie wiedziała skąd. Tak bardzo chciała wiedzieć.
- Poczekaj! Powiedz, kim jesteś? - udało jej się powiedzieć.
- Znajdę Cię Hermiono, obiecuję - usłyszała w odpowiedzi. 
- Proszę zaczekaj! - teraz usłyszała drugi głos, który spowodował, że miała ciarki na plecach. Wielka ręka chwyciła blondyna, po czym ścisnęła. Gdy znów się wyprostowała, nikogo w niej nie było.
- Nie! - krzyknęła, ale nie uciekała - nie rób mu krzywdy! - miała wrażenie, że na jej barkach spoczywa ogromny ciężar. Upadła na podłogę.
Po całym ciele rozlał się ból...  Był wszystkim.

                Obudziła się ze łzami w oczach oddychając szybko. Przyłożyła dłoń do miejsca gdzie szybko i nierówno biło jej rozszalałe serce, jakby chciała je uspokoić. Nie mogła przestać się trząść. Kolejna, nieprzespana noc pełna koszmarów. Zsunęła się z łóżka i podeszła do lustra. Na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że jest zmęczona i niewyspana. Wyglądała jak cień samej siebie. Oczy miała spuchnięte, a włosy potargane. Przemyła twarz zimną wodą. Rozczesała swoje gęste włosy i związała w koczka. Następnie ubrała się w ładną, dziewczęcą sukienkę w kwiaty.
- O niebo lepiej - pochwaliła w myślach swój wygląd. Musi dzisiaj przecież jakoś wyglądać. W końcu to dziś idzie na rozmowę w sprawie pracy.
Daniel tłumaczył jej, że lubi żyć "na walizkach". Ale Hermiona nie była głupia. Podejrzewała, że jej narzeczony próbuje przed czymś, albo kimś uciec. Gdy pytała, zmieniał temat, albo mówił, że nie ma ochoty na rozmowy. Był bardzo zajęty swoją pracą. Mimo wszystko zawsze znajdywał dla niej czas. Mogła z nim rozmawiać na wszystkie tematy jak ze starym przyjacielem. Właśnie. Miała wrażenie, że łączą ich tylko przyjacielskie stosunki. Nie włączając kilka krótkich pocałunków na dobranoc. Zawsze był wyrozumiały i chyba wyczuł, że nie jest gotowa na jakąkolwiek bliskość. Po prostu nie potrafiła.
Wyszła ze swojego pokoju i zaczęła przechadzać się po domu bez celu przyglądając się wnętrzowi. Bardzo jej się tu podobało. Małe, skromne i przytulne mieszkanie w Irlandii. Wszystkie meble były w kolorze czerwonym, brązowym lub złotym. Lubiła tu być, od razu przypominały jej się lata szkolne. To wtedy zakochała się w Danielu. Pamiętała, jak bardzo mocno kochała. Czemu to uczucie nie jest już tak silne? Minęło 5 lat od zakończenia nauki w Hogwarcie. Myślała, że wszystko się poukłada. Prawda była taka, że pytań, na które nie potrafiła sobie odpowiedzieć było coraz więcej, a ona coraz bardziej zagubiona. Ostatnie wspomnienia ze szkoły ledwo pamiętała i widziała je jak przez mgłę.
Nie myśląc nad tym dłużej zajrzała do małego, przytulnego i idealnie posprzątanego pokoju obok, który należał do Daniela. Chciała jeszcze raz z nim porozmawiać. Właśnie w pełnym skupieniu, kolejny raz starannie zawiązywał krawat. Obserwowała jak po kilku minutach męczarni krawat upadł na podłogę, a chłopak patrzył na niego jakby chciał dokonać na nim mordu. Mimowolnie cichutko zachichotała, jednocześnie zwracając na siebie jego uwagę.
- Hermiona? Yyy... nie zauważyłem cię. Wyglądasz wspaniale - zmienił szybko temat i uśmiechnął się nieśmiało do brunetki.
- Dziękuję. Posłuchaj, chcia...
- Porozmawiamy popołudniu dobrze? Nie mogę się spóźnić, tym bardziej, że jestem umówiony na spotkanie.
- Rozumiem. Ja też mam spotkanie w sprawie pracy. Życz mi powodzenia - podeszła zmuszając się do uśmiechu. Patrzyła mu w oczy, gdy wiązała krawat.
- Nie muszę. Jesteś najlepsza. Ale dalej nie rozumiem, po co ci praca. Mogłabyś zostać w domu. Jest ci tu dobrze, prawda? - objął dłońmi jej twarz i pocałował delikatnie.
- Oczywiście. Nawet nie wiesz jak bardzo, ale nie mogę tu tak bezczynnie stać, znasz mnie. Muszę coś robić, bo inaczej oszaleję.
- Gdybyś oszalała na moim punkcie, nie miałbym nic przeciwko - Hermiona w odpowiedzi wywróciła oczami. - No, jest wpół do dziewiątej. Trzymaj się - jeszcze raz krótko pocałował narzeczoną na pożegnanie i wyszedł zostawiając ją samą.
Przypomniała sobie o spotkaniu z być może nowym szefem i zbladła. Nie mogła ustać w miejscu. Nogi się pod nią uginały, a dłonie były zimne i mokre. Wiedziała, że nie może nie dostać tej pracy. Bardzo zależało jej, by dostać w Irlandii pracę jako auror. Marzyła o tym od dawna i miała pracować w Londynie razem z Harrym i Ronem. Ale wybrała Daniela. Dlaczego? Chyba miała nadzieję, że wszystko się między nimi ułoży. Wciąż nie mogła zapomnieć o uczuciu, które towarzyszyło jej pięć lat temu. Było czymś niezwykłym i wiedziała, że musi o nie walczyć. On też bardzo starał się, by była szczęśliwa. Nie mogła od niego odejść jak jakaś niewdzięcznica, choć bardzo ciągnęło ją do rodzinnego miasta i przyjaciół. Harry, Ron, Ginny. Ciekawe co u nich? Tak bardzo chciałaby zobaczyć którąś z tych twarzy choć przez chwilę.. Nieraz pisała listy, jednak nigdy nie dostawała odpowiedzi. A za każdym razem, kiedy się do nich wybierała, jej narzeczony miał inne plany...
Gdzie podziała się ta mądra, odważna i lojalna Hermiona Granger? Schowała się, a bez ludzi, wśród których dorastała, odnalezienie jej było niemożliwe. Może uda jej się zacząć wszystko jeszcze raz od nowa i będzie lepiej? Nie okłamuj sama siebie, dobrze wiesz, że to nieprawda - usłyszała cichy głosik w głowie. Zrobiło jej się duszno, więc wyszła na świeże powietrze. To miejsce chyba najbardziej przypadło jej do gustu. Mieszkali w przytulnym miasteczku w środku lasu. Kilka mil dalej znajdowała się uliczka, przez którą przedostawało się do Irlandzkiej dzielnicy dla czarodziejów. Było tu bardzo mało ludzi, więc wszyscy byli dla siebie mili i serdeczni. Spędzała z nimi czas, gdy Daniel był w pracy. Mogłaby tu zamieszkać już na stałe. I miała nadzieję, że jej narzeczony w końcu odnalazł swoje miejsce i założą rodzinę.

                Nie rozmyślając dłużej teleportowała się do Ministerstwa. Było o wiele mniejsze od tego w Londynie i mniej tłoczno. Podeszła do sekretarki.
- Dzień dobry. Jestem umówiona w sprawie pracy z szefem aurorów.
- Panna Granger tak? - gdy była Gryfonka potwierdziła słowa kobiety, ta zaczęła tłumaczyć gdzie znajduje się biuro aurorów.
Weszła właśnie do windy i szybko, lecz starannie przeglądała papiery, które miała przynieść. Chciała mieć pewność, że niczego nie zapomniała. Wszystko musiało być idealne. Przeszła wiele trudnych testów charakteru, maskowania się i sprawności fizycznej, które wypadły pozytywnie. Później przeszła trzyletnie szkolenie. Musiała dostać tę pracę. Winda otworzyła się, a Hermiona dalej czytając swoje podanie, nawet nie patrząc na drogę ruszyła w kierunku gabinetu.
Nagle poczuła, że na kogoś wpada, a wszystkie dokumenty  rozsypały się na podłogę.
- Mogłaby pani uważać na drogę - usłyszała nieuprzejmy, zimny głos należący do mężczyzny i mimowolnie zadrżała.
- Wyjął mi to pan z ust - warknęła. Nie mogła się powstrzymać. Co za chamski i bezczelny typ! Nie zaszczyciła go nawet swoim spojrzeniem, bo zajęła się zbieraniem papierów. Myślała, że sobie poszedł, jednak czuła na sobie jego przenikliwy wzrok. Dziewczyna z oburzeniem zerknęła na mężczyznę, gotowa urządzić mu awanturę. Gdy jednak to zrobiła i go rozpoznała odrętwiała i nie mogła wydobyć z siebie głosu. To nie mogła być prawda...


~~~~~~~~~~~~
Hej! :) Chciałabym bardzo podziękować za wasze komentarze. Nawet nie wiecie jak bardzo wpłynęły na moją wenę. Rozdział pojawiłby się wcześniej, jednak wystąpiły komplikacje. Jest krótko i nudno, ale akcja rozkręci się dopiero w 3-4 rozdziale. Mam nadzieję, że mimo wszystko wam się podoba. 
Życzę miłego weekendu i pozdrawiam,
Veritaserum.

sobota, 28 września 2013

Prolog

Daniel Kane, wysoki brunet o czarnych oczach wybiegł z innymi uczniami przez mury Hogwartu na soczyście zieloną polanę. Rozpierała go duma. Ukończył przecież szkołę, jako jeden z najlepszych uczniów i był szczęśliwy. Już niedługo powita go świat dojrzałych, poważnych, dorosłych ludzi na jego poziomie. Nigdy już nie spotka tych kretyków, którzy rozmawiali z nim tylko wtedy, kiedy chcieli przepisać referat. Nieprzyjemne wspomnienia powróciły, a razem z nim lekkie ukłucie smutku. Popatrzył z niechęcią na cieszących się kolegów ze szkoły. Do niego nikt nie podszedł, nie zamienił słowa. Zawsze był nieśmiały i zamknięty w sobie, co nie znaczyło, że nie potrzebował kogoś bliskiego. Spokojne. Dziś jest twój dzień Danielu. I nikt go nie zepsuje. Bez słowa wyminął żegnających się ze sobą uczniów. Musi pomyśleć. To dziś wyzna ukochanej Gryfonce swoje uczucia. Była dla niego stworzona. Piękna, nieśmiała, mądra, odważna, wrażliwa, zabawna. Idealna. Musiała należeć do niego. Zawsze dostawał to czego chciał, choćby miał zabić. Ona pewnie też go kocha. W końcu tylko z nim mogła porozmawiać na tematy, które ich interesowały. Tylko on potrafił ją wysłuchać. Tylko on umiał zrozumieć. Przypomniał sobie dni, kiedy siedzieli w bibliotece, odrabiali razem lekcje i rozmawiali godzinami. Choć dla niego to było za mało. 
            Chciał, by byli razem na zawsze. Wziął długi wdech i wydech i zaczął szukać jej wzrokiem. Nie znalazł. Ale jak to? Cały czas podczas uroczystości zakończenia roku obserwował dziewczynę, a teraz nagle zniknęła? Musi ją znaleźć, musi powiedzieć wszystko to, co ukrywał przez całą 7 klasę. Ujrzał Harrego Pottera i Rona Wesley'a tuż obok. Kolejni członkowie klubu "bezmózgów". Jak Hermiona mogła się z nimi przyjaźnić? Pottera jeszcze tolerował, ale ta ruda łasica? Już jego żaba wiedziała więcej niż on. Jednak oni mogą wiedzieć gdzie jest dziewczyna. Ze sztucznym uśmiechem na twarzy podszedł do chłopców. 
- Gratuluję ukończenia szkoły - zaczął. 
- Ach, dziękuję i nawzajem. David tak? - zapytał z zakłopotaniem Harry. 
- Daniel - poprawił go - szukam Hermiony, nie wiesz może gdzie jest? 
- Co od niej chcesz? - wtrącił się nieuprzejmie Ron. Wybraniec spojrzał na przyjaciela karcąco. - Została w wielkiej sali. Wiesz jaka ona jest. Musi pożegnać wszystkich nauczycieli. 
Krukon szybkim krokiem ruszył w stronę szkoły. Już miał skręcać korytarzem prowadzącym do pomieszczenia, gdzie podobno dziewczyna była, gdy usłyszał szepty. Pewnie zakochane gołąbeczki żegnają się na osobności pomyślał. Jednak coś kazało mu sprawdzić, kto znajduje się za rogiem. Szybko jednak pożałował. To co zobaczył zmroziło mu krew w żyłach…
Tylko nie on. 
Tylko nie ona. 
Hermiona Granger, miłość jego życia znajdowała się w ramionach najbardziej znienawidzonego przez niego ucznia Hogwartu - Dracona Malfoy'a. Ale jak? Przecież Draco nie tolerował żadnego czarodzieja o nieczystej krwi, a Hermiona właśnie takiego pochodzenia była. A dziewczyna zawsze mu opowiadała jak to bardzo nienawidzi Dracona. Gdyby ktoś zapytał kogokolwiek, kto zna tą dwójkę, czy byliby razem, wyśmiałby go. Tymczasem spotykają się w tajemnicy. Jego świat legł w gruzach. Jak mogła wybrać tego podłego, sadystycznego egoistę zamiast Krukona? Poczuł złość w każdym calu jego ciała. Tylko on do niej pasował! Pewnie ten prostak ją omotał i chce ją wykorzystać. A ona biedna, naiwna mu uwierzyła. Nie da jej skrzywdzić. Musi rozdzielić tą parę choćby ktoś miał stracić życie. Schował się tak by go nie widzieli i już rozmyślał nad planem…

            Hermiona Granger ze łzami w oczach żegnała się ze swoimi przyjaciółmi ze szkoły. Udało jej się. Skończyła szkołę jako najlepsza uczennica. Teraz znajdzie pracę i założy rodzinę. Skończyły się dobre, beztroskie czasy. Jedna cząstka jej cieszyła się z tego powodu. Druga zaś chciała tu zostać już na zawsze. W końcu to tu się wychowała, poznała przyjaciół, bez których dziś nie wyobrażała sobie życia. To tu nauczyła się nie tylko liczb, zaklęć, czy regułek, ale również odwagi, lojalności i przezwyciężania swoich słabości. Poczuła jak kolejna fala łez napływa jej do oczu. Potrząsnęła głową jakby chciała wyrzucić wszystkie myśli. Popatrzyła przed siebie. Była piękna pogoda. Jej kasztanowe włosy mieniły się w blasku słońca, a skórę muskał lekki wietrzyk. Wszędzie dominowała zieleń drzew i trawy. Uczniowie wybiegali właśnie z dyplomami w rękach ze szkoły na znak, że są "wolni". 
- Idziemy? - zapytała Ginny i złapała przyjaciółkę za rękę. 
- Muszę jeszcze pożegnać się z nauczycielami. Idź z Harrym i Ronem, zaraz do was dołączę - odpowiedziała i ruszyła w stronę dyrektor McGonagall, która właśnie rozmawiała z innymi gryfonami. 
Nagle ktoś szarpnął ją za ramię i pociągnął w stronę toalety. Zaskoczona nawet nie zdążyła zobaczyć kto to. Gdy jednak poczuła czyjeś usta na swoich już znała odpowiedź. 
- Malfoy - szepnęła między pocałunkami, którymi ją obdarowywał. 
- Chciałem się pożegnać, jesteś zadowolona? - zapytał i uśmiechnął się zawadiacko. 
- Nawet nie wiesz jak bardzo - zarzuciła mu ręce na szyję i zajrzała głęboko w oczy. Jak ona kochała te jego stalowe tęczówki. Potrafiłaby się w nie wpatrywać godzinami. Nagle spoważniała - co z nami będzie? - to pytanie dręczyło ją już od bardzo dawna. Dobrze wiedziała, że ich drogi po szkole się rozejdą. 
- Nie wiem. Ale chyba nie chcę, żeby to wszystko się skończyło. Za bardzo będę tęsknić za twoją pyskatą buźką.. Ała! To bolało! - złapał się za uszczypnięte przez dziewczynę ramię.
- Bo miało boleć. Nie żartuj Draco, choć przez chwilę. 
- Co mam ci powiedzieć? Wiesz, czego rodzice ode mnie oczekują - Hermiona opuściła głowę, jednak zauważył w jej oczach cień bólu. Podniósł jej podbródek i pocałował ją delikatnie - zrobię wszystko co w mojej mocy, żebyśmy byli razem. Obiecuję. Gryfonka nic nie mówiąc wtuliła się w jego tors. W tej chwili tylko tego potrzebowała. Stali tak dłuższą chwilę w ciszy myśląc, że nikt ich nie obserwuje. Tak bardzo się mylili… 

            Zajęło mu to sekundę. Zaszedł ich o tyłu i uderzył w brunetkę kawałkiem skały. Już po chwili zsunęła się nieprzytomna na podłogę. Draco miał czas, żeby zrozumieć. Nie miał czasu krzyknąć. Teraz stał przed nim patrząc z przerażeniem na różdżkę wycelowaną prosto w jego gardło. 
- Kim jesteś? - zapytał Ślizgon, podnosząc ręce do góry w geście niewinności.
- To nie jest istotne. Ważne jest to, że chcesz zranić Hermionę, a ja na to nie pozwolę. Myślisz, że jestem głupi jak Potter i Wesley? Mnie nie oszukasz. 
- Oszalałeś? Nigdy bym jej nie skrzywdził. Może porozmawiamy? - zaproponował. 
- Nie mamy o czym - już miał wypowiedzieć zaklęcie, gdy usłyszał głos, który był jak muzyką dla jego uszu. 
- Daniel? Co ty wyprawiasz? - dziewczyna łapiąc się za obolałe miejsce wstała próbując odnaleźć się w sytuacji. Miała złe przeczucia, jednak starała się zachować spokój. 
- Nie teraz, Hermiono. Później wszystko ci wytłumaczę. I będziemy szczęśliwi. Zobaczysz, dam ci to, czego on nigdy ci nie da. Kocham cię od siódmej klasy i nie zniosę tego, że będziesz razem z nim - ostatnie słowo wypluł z pogardą zerkając w stronę blondyna. 
- Och, Danielu to bardzo miłe. Jesteś wspaniałym chłopakiem, ale musisz znaleźć kogoś innego. Ja kocham Dracona. Jest dla mnie dobry i mnie nie zrani - blondyn potaknął na potwierdzenie tych słów - musisz nas wypuścić, dobrze? - drżącym głosem położyła lekko dłoń na ramię Krukona. 
- Nie wiesz czego chcesz. Zaplanowałem wszystko starannie. Jak już zrozumiesz, poczujesz się lepiej. Potrzebujesz po prostu czasu - podniósł rękę, jakby miał ochotę dotknąć jej policzka, ale cofnął ją. Może nie chciał jej przestraszyć. Zamiast tego znów skupił wzrok na Ślizgonie. Nie wiadomo czego można się po nim spodziewać. W końcu wszyscy wiedzieli, że był sprytnym, przebiegłym kłamcą. 
- Ja się tobą zaopiekuję. Nigdy bym cię nie skrzywdził. Jedynie osoby, które stoją na drodze naszego szczęścia - wziął bezwładną rękę Hermiony i ścisnął lekko. 
- Dobrze Danielu. Ale obiecaj, że nic mu nie zrobisz. To dla mnie bardzo ważne wiedzieć, że Draco jest bezpieczny. Był dla mnie dobry. 
- Granger nie rób tego - wtrącił Ślizgon. Zaraz tego pożałował mocno kopnięty w brzuch przez bruneta. Dziewczyna cicho pisnęła widząc tą scenę, ale opanowała się. Nie może tracić głowy, musi być rozsądna. 
- Ja jestem dla ciebie lepszy - odpowiedział Daniel jak gdyby nigdy nic. Miał minę obrażonego dziecka. 
- Obiecaj mi, albo będę bardzo smutna. Nie chcesz, żebym była smutna, prawda? - Krukon potaknął i chciał odwrócić się do dziewczyny wyciągając ręce w celu objęcia jej. Jednak Malfoy uniemożliwił mu to rzucając się na niego próbując powalić go na ziemię. On jednak był szybszy i cisnął jakimś paskudnym zaklęciem w blondyna powodując, że sparaliżowany upadł na podłogę kilka metrów dalej. 
- Spodziewałem się tego. Jesteś naprawdę niemądry Malfoy. Myślisz, że pokonasz najlepszego ucznia z czarnej magii? Crucio! - Draco zaczął się wić po podłodze jęcząc z bólu, pod wpływem zaklęcia. Potem całkiem opadł na podłogę jak szmaciana lalka. Hermiona zaczęła biec z wrzaskiem w stronę chłopaka. Daniel nie pozwolił jej jednak na to, łapiąc i jedną ręką przytrzymując ręce i brzuch, drugą zasłaniając usta uniemożliwiając jakikolwiek ruch lub dźwięk. 
- Nie wysilaj się, nikt i tak cię nie uratuje. Skoro nie chcesz mnie wysłuchać, będę musiał ci pomóc i rzucić na ciebie zaklęcie zapomnienia. Tak będzie dla wszystkich najlepiej. - wyciągnął różdżkę i przyłożył do piersi dziewczyny. Poczuł jej łzy spływające po zarumienionych policzkach i jego dłoni. Usłyszał jęk rozpaczy. Przez chwilę się zawahał, jednak myśl, że mogliby być razem zwyciężyła. 
- Hermiono, odnajdę cię zobaczysz. Kocham cię - usłyszeli jeszcze z trudem wydukany, zachrypiały szept Ślizgona.
- Ja ciebie też - udało jej się odpowiedzieć przez dłoń bruneta. Zacisnęła mocno oczy modląc się, by to był tylko zły sen, z którego zaraz się przebudzi. Jedyne co pamiętała to zaklęcie "Obliviate" wypowiedziane przez napastnika. Potem była już tylko ciemność…



~~~~~~~~~~~~
Witam :) Postanowiłam opublikować opowiadanie dotyczące pary Dramione. Pierwszy raz piszę o tym parringu więc proszę o wyrozumiałość. Mam nadzieję, że komuś spodobał się prolog i zachęcił do czytania dalej. Notki postaram się dodawać regularnie i dosyć często. Wiem, że na razie wszystko wydaje wam się dziwne, jednak z czasem zostanie wszystko dokładnie wytłumaczone. Piszcie w komentarzach swoją opinię, bardzo mi na niej zależy :) 
Pozdrawiam,
Veritaserum